bodaj rzeczywistość, oto jedno z zadań krytyki wobec Fredry. Ale wmawiać w dzisiejszego widza, w młodzież zwłaszcza, że ciemnota i łajdactwo w kontuszu — byle podlane bigoterją — są poczciwością i cnotą, że są „królewskim blaskiem przeszłości“, to znaczy wyzywać jej krytycyzm, którego, w stworzonem niebacznie nieporozumieniu, łatwo pada ofiarą dzieło poety. A znów, jeżeli się to uda wmówić, to tem gorzej...
Bo jest tu jeszcze jedno. Wspomniałem na wstępie o naszych nagminnych „daltonizmach etycznych“. Uderzają mnie one tak bardzo, że, kiedy się zastanawiam nad obrazem naszej literatury scenicznej, którą śledzę jako krytyk od lat kilkunastu, i kiedy rozważam jakąby można znaleźć najogólniejszą jej cechę, cechą tą wydaje mi się właśnie ów daltonizm. Ileż widzieliśmy sztuk, w których autor uważa postępowanie tego i owego ze swoich bohaterów za wzór szlachetności, gdy w istocie jest zgoła przeciwnie. Ileż razy krytyka pieje o „czystej atmosferze“ utworu, w którym dzieją się same draństwa, byleby tylko dziewicę dotaszczono nietkniętą do ołtarza. A takie nieuporządkowanie stosunku do literatury musi ciążyć i na życiu. Dlatego niemal z przerażeniem czytam np. w monografji fredrowskiej prof. Chrzanowskiego o „poczuciu honoru“ majora w Geldhabie, albo o „niemałej wartości moralnej“ cześnika z Zemsty. Stosunek fredrologów do fredrowskiego świata demonstruje z całą naiwnością, ile jeszcze sarmatyzmu spod najciemniejszej gwiazdy pokutuje w naszych obiegowych kryterjach moralnych.
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/81
Ta strona została skorygowana.