Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

To są drobiazgi; ale skoro zestawić wszystko co tu przytoczyłem, mam wrażenie jakiegoś fałszywego stosunku do literatury wogóle. Mimowoli, uczeni szperacze sądzą twórczość poety miarą swojej pracy, z jej planowością, skrzętnością, metodycznością. Jak uczony ma obowiązek znać wszystko co napisano wprzódy w obrabianym przez niego przedmiocie, taksamo wyobraża sobie że jest i z poetą, i do faktu tego przykłada przesadną wagę. Znów dam charakterystyczny przykład, zaczerpnięty z pracy o domniemanym wpływie Ślubów panieńskich Fredry na Il ne faut jurer de rien Musseta. Znał czy nie znał Musset polską komedję, przełożoną lichą prozą na francuskie i wydaną w jakimś zbiorze? Przychylając się do tego że znał, nasz uczony pisze (polszczyzną znowuż coprawda zbyt... polonistyczną): „Natomiast bodaj że prawieby stwierdzić można, że w r. 1835, w dobie swej intensywnej twórczości dramatycznej, Musset tak dobrze jakby chyba nie mógł nie znać wydawnictwa zbiorowego, poświęconego właśnie arcydziełom teatru europejskiego“.
Nie wchodzę tu na razie w meritum sprawy, — czyli w kwestję owego „wpływu“. Ale, przyznaję, wcale nie wydaje mi się konieczne, aby dwudziestokilkoletni francuski poeta, przechodzący wówczas swoje najburzliwsze dramaty sercowe, musiał wertować zbiorowe wydawnictwa poświęcone teatrowi europejskiemu, dlatego że, bez myśli o scenie, odniechcenia rzucał na papier swoje urocze „przysłowia“ sceniczne. Nasz profesor wyraźnie urobił sobie Musseta na swoje podobieństwo.
„Bodaj że prawieby stwierdzić można, że tak dobrze jak-