i, przetworzywszy je rozmaicie, uczynili je treścią sztuki. To są niejako dwie „komedje liryczne”.
Ale pomiędzy teatrem Musseta a teatrem Fredry możnaby znaleźć więcej powinowactw. Oblegały mnie one mglisto przed laty, kiedy tłumaczyłem dziesiątek komedyj Musseta a kiedy wszelka „fredrologja” była mi jeszcze obca. Z przyjemnością odnalazłem później też same wrażenia, stwierdzone przez Grzymałę-Siedleckiego, i to z okazji, która mnie nie dziwi bynajmniej, ale która mogłaby zdziwić kogoś mniej spoufalonego z teatrem Musseta. Pisał mianowicie Grzymała-Siedlecki przed kilku laty z okazji wznowienia — Pana Jowialskiego:
Bardzo trafnie; choć pozwoliłbym sobie zrobić małe zastrzeżenie. Nie wolno przeciwstawiać, jak znowuż czynią niektórzy, teatru Fredry, jako „teatru poety”, — Moljerowi. Tak jakby Moljer nie był, na swój sposób, i w stylu swojej epoki, poetą, i to bardzo wielkim poetą! Ale Fredro i Musset są, mimo wszystkich różnic, poetami jednego czasu, dziećmi jednego wieku. Tyradę Ludmira w Panu Jowialskim na temat, że „komedja Moljera koniec wzięła”, mógłby z pewnością rozwinąć czy strawestować mussetowski Fantasio. I jeszcze coś więcej, na co, o ile mi się zdaje, nie zwrócono dotąd uwagi. Fredro i Musset to są ludzie jednej sfery. Jeżeli