zebrań“, od tych jałowych sporów i dyskusyj, słowem od życia związkowego; nie mają na nie czasu; „pętaki“ i spryciarze mogliby tedy stworzyć absolutną większość w każdej chwili.
Analogja oparta na związkach zawodowych robotniczych kuleje tutaj wyraźnie. Lepszy zecer czy gorszy zecer, są obaj pożyteczni, obaj uczciwie pracują, obaj należą do tej samej kategorji. Tutaj inaczej: dobry pisarz jest pożyteczny, grafoman jest w najlepszym razie obojętny, wytwórca tandety literackiej szkodliwy; dobry tłumacz jest pożyteczny, zły tłumacz jest szkodnikiem. I oto ten pożyteczny i ten szkodnik zasiadają na wspólnej ławie i radzą nad swemi... interesami zawodowemi! Oczywisty paradoks. Jeszcze wybitniej wystąpi to, gdy chodzić będzie o Izbę literatury, o tę najwyższą jakoby instytucję.
Związki zawodowe mogą, w teorji, wybrać ową reprezentacyjną Izbę, będącą chlubą i czołem literatury. Mogą, ale bynajmniej nie muszą; mogą też w każdej chwili obniżyć poziom tej reprezentacji do dowolnych granic. Z chwilą, gdy — jak w projektowanej przez p. Irzykowskiego Izbie — wejdą w grę interesy, kwestje władzy, konkretnych jej przywilejów, możnaby się obawiać tej drugiej ewentualności. W miarę jak prawdziwi pisarze będą się odsuwać, zostanie pole dla innych elementów. Mieliśmy wszak przykłady tego w Związku Aktorów: był tam okres, że
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.