Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.



TO NIE BYŁO TAKIE GŁUPIE.

Kiedy z moim przyjacielem w Balzaku Bouteronem wędrowałem kilka dni po Polsce, mieliśmy sporo czasu na gawędy. I mimo że pismo satyryczne przedstawiło nas w dowcipnej rycinie jako dwóch alfonsów, którzy już na dworcu udzielają sobie najświeższych plotek o pani Hańskiej, jak na złość gadaliśmy raczej o wszystkiem innem. I nic dziwnego. Bouteron, w którym długoletnie bibljotekarstwo Instytutu nie zdołało wyplenić żywości umysłu, interesował się przedewszystkiem tem co widział. Kiedy jechaliśmy z dworca w Warszawie, już go uderzyły numerki na plecach dorożkarzy, niby u niegrzecznych dzieci którym coś zawieszono za pokutę. Zaintrygowały go oświetlone numery domów, zbyt gęste aby nawet w tak egzotycznem mieście jak Warszawa podejrzewać że to są wszystko domy... podejrzane. W Krakowie musiałem go zawieść w sobotę po południu na Kaźmierz, gdzie nie mógł się dość napatrzyć dostojnym brodaczom w lisich czapkach, z pejsami, w jedwabnych hałatach: uszczęśliwiony tym widokiem