pieczyć zapomocą umów w związkach zawodowych, ale trudno sobie wyobrazić, aby reżyserskie prawo własności mogło być przedmiotem procesu i ochrony prawnej.
Drugi sprzeciw był natury zasadniczej. Delegat włoski, p. d’Amico, (na poprzednim kongresie p. Villalonga, również Włoch, czynił podobne zastrzeżenie), wogóle przeciwny jest takiej ochronie, mimo że w abstrakcji słusznej, ale stanowiącej zaporę w naturalnym rozwoju twórczości. Doprowadzimy rzecz do absurdu, powiada. Toż i gra aktorska jest twórczością, jest w zasadzie własnością twórcy; a czyż możliwem jest „opatentowanie“ takiej czy innej koncepcji roli, intonacji, gestu, uśmiechu? Czyż codziennie mniejsi aktorzy nie kopjują wielkich? Wprowadzenie takich zapór byłoby tamą dla swobodnego rozwoju sztuki. Tak rzekł p. d’Amico.
Istotnie, gdyby przyjąć słuszną w zasadzie ideję „własności reżyserskiej“, coby z tego wynikł za zamęt, co za wieczne pieniactwo! Przedewszystkiem można przyjąć, że jeżeli nie w każdym utworze teatralnym, to przynajmniej w ich większości, ujęcie reżyserskie zawarte jest „in nuce“ w tekście: reżyser odczytuje niejako intencje autora. Może się zdarzyć, że dwóch odczyta je jednako, i to byłoby tryumfem intuicji reżyserskiej. Jak udowodnić, że to był plagjat, a nie intuicja? Idźmy dalej. Uznane „prawo autorskie reżysera“ rozciągnęłoby się logicznie
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.