Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

i musi być kupcem. Pieniądz jest dziś drogi, papier też, drukują tylko to, co może liczyć na szybki zwrot włożonego kapitału, zatem przeważnie nowości. Czytelnik chętny, ale też nie erudyta, mało się troszczy o przeszłość, żyje chwilą. Bardzo pięknie, bo chwila jest piękna; ale nie ulega kwestji, że ten brak ciągłości między pokoleniami odrobinę trąci dzikością.
I tutaj zaczyna się rola wszelkiego rodzaju bibljotek i czytelni. I nietylko w tem, że dają jakąś książkę w rękę swoim klijentom, ale w tem, że, zapewniając w sumie księgarzowi odbiór poważnej ilości egzemplarzy, umożliwiają wydanie każdej dobrej książki i tem samem dają ją w rękę czytelnikom całej Polski. Bibljoteki niech wezmą bodaj tysiąc egzemplarzy, czytelnicy rozkupią resztę; bez gwarancji owego tysiąca dana książka się wogóle nie ukaże. Myśl ta jest zresztą w powietrzu. Ciągle jest mowa o owych bibljotokach gminnych, których uchwała czeka aprobaty Sejmu; niech powstaną bibljoteki gimnazjalne — uczniowskie i profesorskie — niech powstaną bibljoteki przy fabrykach, bankach i wogóle wszystkich większych instytucjach, a wówczas ta bardzo paląca kwestja będzie szczęśliwie rozwiązana. I to trzeba podkreślać ciągle: zakładając bibljotekę, działa się nietylko na korzyść bezpośrednio z niej korzystających, ale spełnia się czyn kulturalny pierwszorzędnej doniosłości.