nej kawie tę godzinę, którą i tak musi gdzieś spędzić, z tem miłem uczuciem, że rozmawia z kimś, kto dał dowód że mu na tej rozmowie zależy, że ją ceni, że jej łaknie; z miłem uczuciem że komuś coś daje, że ziarno jego pada na jakąś glebę. A setki ludzi, dla których, poezja, literatura były tylko plikiem zaczernionego papieru, złożywszy swego obola odchodziłyby w zbożnej zadumie, jak ów starożytny greczyn, któremu się ukazał sam Bachus wśród winobrania. Greczyn oszalał; dlaczego? Bo nie mógł się wypłacić, Bachus nie mógł wziąć pięćdziesięciu złotych. Dlatego ta ofiara jest konieczną.
Skrupuły? Pisarz jest człowiekiem — omal nie powiedziałbym mężczyzną — publicznym; skrupuł byłby u niego równie nie na miejscu jak u kobiety zaszczyconej tem godłem. Co do mnie, rzucam tę myśl bezinteresownie: sam nie wziąłbym niżej stu złotych, bo jestem bardzo zajęty. A stu nikt nie da, prawda?