siada bibljoteki, 3 mają bibljoteczki bardzo niewystarczające, przeważnie zabytek z dawnych czasów. O prywatnych gimnazjach nie wiem; sądzę że i tam nie lepiej. Tak więc dla tych, którzy mają za zadanie niecić światło, którzy z zawodu swego powinni utrzymywać myśl w stanie świeżości, odżywiać nieustannie jej źródła, niema żadnych ułatwień, żadnej pomocy. Bibljoteka centralna, zawierająca przeważnie dzieła pedagogiczne, i do której mało kto zagląda — to wszystko.
To w stolicy. A prowincja? Tam jeszcze gorzej! Pozwolę sobie zacytować ustęp z listu takiego męczennika z prowincji, profesora gimnazjalnego, który pisze do pewnego Instytutu wydawniczego w Warszawie:
„...zanudzając pana dyrektora, pragnę się zwrócić doń z jedną prośbą, tuszę, że nie moją osobistą, ale licznych zastępów nauczycieli skazanych na bytowanie prowincjonalne.
„Instytut Wyd. Bibl. Pol. wydawał Przegląd Warszawski — pismo, które było jedynem źródłem naukowo-informacyjnem dla pracowników prowincjonalnych, które zastępowało im bibljoteki, poważne zebrania, a nawet księgarnie! Dziś tego nie posiadamy i skazani jesteśmy na powolną śmierć umysłową, bo inaczej tego stanu określić nie mogę. Możeby pan dyrektor, dzięki swym stosunkom z instytutem Wyd. Bibl. Pol. mógł wpłynąć na zmartwychwstanie Przeglądu Warszawskiego i w ten sposób otworzył ten ożywczy strumień odświeżania naszych mózgów“.
To jest doprawdy krzyk rozpaczy!
Nie śmiem apelować do Związku kolejarzy, aby swoją pomocą materjalną wskrzesił Przegląd Warszawski; toby była z mojej strony bezczel-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.