Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

noby go do szewca, a on, jako skromny młody człowiek, byłby może, z jakąż szkodą dla poezji, usłuchał? Idźmy dalej: wśród ówczesnych szewców, stolarzy, urzędników państwowych iluż może zaprzepaściło się Tuwimów, odepchniętych przez redakcje? Straszna wizja!
Kwestja w istocie jest skomplikowana. Udział konwencji w odczuwaniu estetycznem istnieje niewątpliwie; ale jest to zagadnienie zbyt obszerne, aby je tutaj nawet pobieżnie poruszać. Co do losu Tuwima przed trzydziestu laty, po namyśle uspokoiłem się. Jestem pewien, że tak samo jak dziś zwycięsko operuje delikatnym assonansem, tak samo wówczas umiałby zabłysnąć brylantowym rymem, którym zresztą i dzisiaj nierzadko się bawi. Co więcej, gotów jestem uwierzyć, że ów p. Krewicz rzeczywiście był fuszerem i że nie stała się szkoda, jeśli go odgoniono od poezji, jako że w istocie już potem nic o nim nie było słychać. Ale jest tutaj inna rzecz, która mnie interesuje. Oto faktem jest, że, w ciągu ostatnich kilku lat, spełniła się bezkrwawa ale wielka rewolucja literacka, na którą może za mało zwraca się uwagi: mianowicie rym, który, od czasu Jana Kochanowskiego (u Reja spotykamy jeszcze sporo naiwnych assonansów), przez cztery wieki niepodzielnie panował w poezji, nagle runął z piedestału; że doskonałość czy poprawność rymu przestała być sprawdzianem talentu poety (rymotwórcy, mó-