przyjmować u siebie mężczyzn. Radzimy jej omijać przechadzki więcej uczęszczane, unikać teatrów, zgromadzeń liczniejszych, etc. Dopiero kiedy wiek i postępowanie bez zarzutu, bez cienia najlżejszej przygany, uświęci jej smutne położenie, będzie mogła wyemancypować się cokolwiek, nigdy jednakże nie powracając do świata...
Sądząc bodaj z tego ostatniego ustępu, zdaje mi się, że, mimo sześciu wydań, dziełko ex-dansera cesarzowej Eugenji nie powstrzymało zawrotnie pędzącego koła dziejów. Ale przeczytać je jest bardzo miło: wieje z tych kart (mimo ohydnego wydania!) coś niby zapach paczuli, coś niby dyskretne westchnienie wydzierające się z owych „gorsów“, które oglądamy czasem w starych albumach. A za każdym razem, kiedy sobie przypomnimy, że to ma być podręcznik do praktycznego dzisiejszego użytku, parskniemy wesołym śmiechem. I oto najkonkretniejszy rezultat dwóch miljonów rubli srebrem, przeputanych przez p. Zygmusia.