Mówiłem kiedyś, że wyszedłem na rewizora. Oto znów dowód:
Przesłano mi z Departamentu Sztuki książkę „do przejrzenia jako kurjosum“. Spore dziełko, blisko trzechsetstronicowe, licha szara okładka, estetyka zewnętrzna poniżej Rozkładu kolejowego. Tytuł: „Warszawa, I. Ludzie, od których ulice wzięły nazwy; tekst i rysunki Zygmunta Światopełk-Słupskiego. Nakład własny. Przy poparciu magistratu miasta Warszawy. 1927.
Czytam słowo wstępne. Chodzi autorowi o to: ludzie powtarzają nazwy ulic, a ten i ów nie wie, kim był człowiek, od którego ulica wzięła początek. Ta książeczka ma go pouczyć. Poczem autor dodaje:
Zaznaczam wkońcu, że nazwy ulic wciąż ulegają zmianom i nowych przybywa. Byłoby więc niezadługo koniecznem uzupełnione wydanie. A że to zbyt kosztowne, więc aby tego uniknąć, już teraz podaję i tych, o których można przypuszczać, że dopiero mogą być także uwzględnieni. Nikomu zresztą nie zawadzi poznać...
Bagatela! Notatka ta zmienia zupełnie charakter dobrego w zasadzie pomysłu. Skorowidz