Zaczyna mi się wszystko wyjaśniać. Bo w tej nieprawdopodobnej książeczce kombinuje się tupet dyletanta, i naiwna „domowość“, spotykana często w prasie amerykańskiej, a przedewszystkiem duch owej nie wątpiącej o niczem szlachetczyzny, która tę książkę, wydaną w r. 1927, czyni czemś w rodzaju dawnych szlacheckich djarjuszów albo silva rerum.
Typowe silva rerum. Od czasu do czasu upstrzył autor książeczkę wierszykiem własnego chowu. Tak np. do notatki o Sebastjanie Klonowiczu (znacznie obszerniejszej niż o Słowackim), dodaje wiersz na cześć tego „męczennika“, gdzie czytamy między innemi, że
...zmarł też wcześnie w szpitalu. Złość ludzka, zła żona,
Nędzy takiej przyczyną. Zwyczajnego syn Klona,
A „wicz“ przybrał z szlachecka. Choć się pisał Acernem
Lecz Sebastjan Klonowicz zwan był w życiu mizernem.
Dostał się wierszyk i królowi Przemysławowi, zaczynający się od słów:
Gdy Przemysław król wielki objął rządy tej ziemi
Zrozumieli to Niemcy, że źle już będzie z niemi...
Bo jest tu mimochodem cała historja Polski; na jakim poziomie, niech starczy za przykład ten ustęp o Kazimierzu Wielkim:
...szczególniej kobietki, to od młodych lat najsłabsza jego strona. Może były z tego rade, i chełpiły się nawet, jeśli na którą raczyło paść królewskie oko, ale też wiele miało prawo narzekać, bo w razie oporu nie przebierał w środkach. Raz nawet pewien ojciec, że się zbyt śmiało dopominał o krzyw-