nił się do uświęcenia ich autorytetem, stolicy kraju?
Autor pisze to wyraźnie w słowie wstępnem, dziękując, w stylu dedykacji gdzieś z epoki Saskiej, tym, którzy mu „jej opracowanie i druk ułatwili“.
Przedewszystkiem więc J. W. i W. P.: samemu Prezydentowi miasta, inż. W. Jabłońskiemu i v. Prezesowi Rady m. adwokatowi St. Wilczyńskiemu, oraz Nacz. wydz. techn. inż. Z. Słomińskiemu, a także Zarządzającej bibljoteką hr. Zamoyskich, doktorowej Korzonowej i Zarządzającemu bibljoteką hr. Raczyńskich, Bednarskiemu, oraz jego pomocnicy, Hel. Retz.
„Winienem Im wdzięczność tem bardziej, że zebranie tak obfitego materjału było mozolne, zwłaszcza co do osób mniej wybitnych, bo wtedy przychodziło go nawet szukać u rodzin. W tych wypadkach był mi wprawdzie pomocą delegowany z ramienia Magistratu p. Wójcik, ale i mimo to, były trudności“.
Zapytujemy tedy, czy kto z „miarodajnych czynników“ w istocie widział na oczy to nieprawdopodobne bzdurstwo, to wydawnictwo o poziomie zewnętrznym i wewnętrznym sennika egipskiego; w jaki sposób ono przyszło na świat, w jaki sposób zyskało sankcję? Jeżeli zaaprobowano tę książkę nie znając jej, to jest tylko karygodne niedbalstwo; jeżeli ktoś ją czytał, w takim razie fakt jest znacznie poważniejszy. Prosimy o wyjaśnienia.
Wciąż powtarzam, że nie znamy społeczeństwa w którem żyjemy...