pochodzenie tego wiersza byłoby nie myślowe ale fonetyczne.
Jeżeli piszę tu te rzeczy, to dlatego, że taka autopsja wydaje mi się dość ciekawym przyczynkiem do poznania mechanizmu pisarskiego. Stosunek treści do formy, świadomości do podświadomego, pozostaje głęboką tajemnicą nietylko w dziełach wielkich natchnień, ale i w najmniejszym drobiazgu.
Zabawne jest, że zbliżyłem się jeszcze z rymem wówczas, gdy właściwie przestałem pisać wiersze. Było to w czasie wojny, w najciemniejszym jej okresie. Zamknięty w baraku Stacji Opatrunkowej, siedziałem całe dni nad przekładami ulubionych autorów francuskich, ale w tej przykrej atmosferze przychodziły momenty przygnębienia, apatji, kiedy nic się nie chciało robić. W jesienne dni, kiedy deszcz bębnił, przechadzałem się nieraz po długiej drewnianej galerji. I wówczas zauważyłem ciekawy objaw skretynienia wojennego: oblegały mnie mianowicie rymy, oderwane od wszelkiego sensu, poprostu jako natrętne wrażenia dźwiękowe. Zacząłem je notować, aby się ich pozbywać; to był jedyny sposób. Kiedyś znalazłem mój zeszycik z owych czasów (proszę się nie wyśmiewać, w papierach po Asnyku znaleziono podobny) gdzie są zanotowane całemi setkami te obsesje rymowe; wyjmuję na chybił trafił: ależ-talerz, zając-nieprzymierzając, mądrze-skądże,
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.