Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

śmierci, którą tępił pojedynek kardynał Richelieu, nic nie zmieniła; przeciwnie, była to doba istnego szału pojedynków.
Ale ta jednolita postawa wobec pojedynku zachwiała się wreszcie. Wprzód, całe społeczeństwo „ludzi honoru“ — a któż nim nie chce być? — stawało w praktyce przeciw prawu i przeciw religji; ponad moralnością publiczną była moralność rycerska czy dżokej-klubowa. Skomplikowało się to, odkąd powstały grupy ludzi pod każdym względem godnych szacunku, a zasadniczo nie uznających „satysfakcji z bronią w ręku“.
Ale ewolucja ta idzie powoli i, powiedzmy, kulawo. Kiedy przypominam sobie dawne lata i patrzę na dzisiejsze honorowe kolizje, stwierdzam, że łatwiej przyszło ludziom przelecieć ocean i odkryć biegun północny, niż zmienić coś bodaj na jotę w tej strefie. Bo przypominam sobie, bardzo dawno temu, pierwszy zatarg tych dwóch światopoglądów, jakiego byłem świadkiem. Byłem w Krakowie na medycynie; w środku semestru przybyła do nas garść młodzieży warszawskiej, wypędzona z tamtejszego uniwersytetu za socjalizm. Byli to chłopcy dzielni, pracowici, poważni (może aż zanadto), ale hardzi, szorstcy w obejściu i lekceważąco patrzący na tubylców, których uważali za galicyjskich furfantów. Między jednym z nich a innym kolegą, Krakowianinem, przyszło do zwady słownej w prosektorjum o pierwszeństwo do ja-