przed kilkoma laty Kraków cichym, taktownym i uczonym, zastał go rozhukanym, kudłatym i pełnym nieuszanowania. Przeszedł przez Kraków Przybyszewski ze swoją bandą.
I menu owych kulturalnych herbatek opierało się również na obyczajach dawnego Krakowa, pozostawało zaś w rażącej sprzeczności z obyczajami nowego. Weteranom Paonu, Bodegi i Jamy Michalikowej, nawykłym puszczać kolejką potężny t. zw. „dziecinny“ puharek, ta dosłowna herbatka literacka musiała się wydać nieco mdła; gospodarz zaś, nie dość zorjentowany w nowych prądach, nie rozumiał, aby pół litra czystego wyskoku na głowę miało być proporcją niezbędną do otworzenia nowoczesnego salonu literackiego i utrzymaniu go na wysokości zadań. Toteż rozgoryczeni cyganie wyciekali jeden po drugim z „salonu“ do knajpy, złorzecząc niesłusznie zacnemu domowi i przypisując względom oszczędności to, co było jedynie zasadniczem nieporozumieniem dwóch epok. I tak urodził się sklecony wspólnie w wesołej kompanji Kurdesz Hösicka, będący trawestacją staropolskiego kurdesza „Każ podać wina, gospodarzu miły...“ chętnie śpiewanego przy okazjach przez Włodzia Tetmajera.
Oto ów Kurdesz:
Każ dać herbaty, gospodarzu miły,
Bogdaj się twoje niedziele święciły,
Osłódź ją cukrem, wychyl razem z nami
Kurdesz, kurdesz nad kurdeszami!