Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

ceum i inspektora Akademji; to herbatka w prefekturze z uprzejmą i ładną panią prefekciną, to sala przybrana polskiemi barwami a przepełniona publicznością francuską — w Chartres nie znajdzie ze świecą ani ćwierć Polaka — to zaciekawione i wesołe twarze młodzieży, chór liceów śpiewający pieśni Moniuszki; młody profesor, uważany za przyszłą chwałę francuskiej filozofji, wygłaszający płomienną mowę na cześć Polski, to wreszcie swobodna gawęda z tuzinem osób. Była katedra, były witraże, ale mimochodem: to inne Chartres, nieprawdaż?
I tak wszędzie. Gleit Les Amis de la Pologne, to coś niby asysta „djabła kulawego“. Istotnie, trzebaby chyba zawrzeć pakt z kulawym djabłem, aby podróżować w ten sposób, wchodzić przez dachy do domów, widzieć rodziny francuskie w ich powszedniem życiu, spędzić po kilkanaście godzin w najserdeczniejszej zażyłości z coraz to nowymi ludźmi, aby nazajutrz pomykać do innego miasta, widzieć już na dworcu kolejowym uśmiechnięte twarze oczekujących, i w pięć minut nawiązywać nowe znajomości, nowe przyjaźnie. A obrazy te migały tak szybko, że raz po raz miałem wrażenie, iż jestem w teatrze, z którego najczęściej poznajemy prowincję francuską. I, przez nałóg „teatralnego człowieka“, obsadzałem natychmiast role: myślałem sobie, że tego rozkosznego kanonika w Angers, jakby wyciętego żywcem z komedji Flersa, przemyca-