Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

której wolno byłoby redaktorowi czynić zmiany „drobne“, celem dostrojenia utworu do poglądów etycznych, religijnych, politycznych i społecznych większości czytelników danego pisma, doprowadził — nie mogę powiedzieć inaczej — rzecz do takiego absurdu, że chyba otworzył oczy najmniej zorjentowanym. Pomyślmy tylko, jakby wyglądały stosunki literackie wedle takich pojęć! Jakoż pewien dowcipny feljetonista w mig napisał humoreskę p. t. Quo Vadis, panie Zoll, w której pokazuje, jakby się przedstawiało np. Quo Vadis Sienkiewicza, w pięciu różnych pismach, w myśl licencji prof. Zolla. O ile inna lex Zoll dała powód do płaczu i zgrzytania zębów, o tyle ta lex Zoll przejdzie bezspornie do skarbca humorystyki.
Aby rzecz oświetlić jaskrawiej — a podkreślam, że jest to sprawa dla samych stosunków literackich zasadniczej wagi — dam jeszcze inny przykład. Wystarczy nam poprostu pomyśleć, że dany utwór jest pisany wierszem. W co wówczas obrócą się „drobne“ zmiany dozwolone przez prof. Zolla, skoro każda z nich musi z konieczności naruszać wartość słów, rytmikę, rym poetyckiego utworu, słowem jego formę, która w dziele sztuki jest nierozerwalna z treścią, formę, o której wielu estetyków i artystów twierdzi że jest treścią? A jeżeli przyjmiemy — czemu chyba nikt się nie sprzeciwi — nietykalność utworu wierszem, czy mamy stwarzać sztuczną