Nie chcę wchodzić w sferę literatury powstałej z przeżyć i cierpień miłosnych, a przecież to jest najczęstsze, najżywsze jej źródło. Tutaj doszlibyśmy do wniosków wręcz szalonych; okazałoby się, że koszta produkcji nieraz fantastycznie przewyższają rzekome „dochody“. Mam w ręku polski przekład Elegij Verlaine’a; w przedmowie tłómacza cytowany jest list poety do ich smutnej bohaterki, Eugenji Krantz: „...3000 franków, któreś wydała lub odłożyła sobie bez żadnej dla mnie korzyści... Załączam 25 franków... Po kilkaset franków ulatnia się raz po raz w mgnieniu oka, i ty chciałabyś jeszcze żebym ci powierzył wszystko, wszystkie moje pieniądze....Kochasz mnie — powiedziałaś mi to — tylko dla pieniędzy...“ etc. Oto koszt surowca; a przetwór, to owe przepiękne Elegje, za które poeta dostał może pięćdziesiąt franków honorarjum, może sto... Niechże mu kto od tych stu franków wymierzy podatek „dochodowy“!
To wszystko zakrawa na żart; ale taka już jest moja właściwość, że piszę żartem a myślę serjo. Z żartu tego wynika jasno jedna rzecz: niemożliwość podciągania pod szablonowe normy żywiołu istniejącego tem, że — jeśli jest coś wart — jest nienormalny; że często żyje w płomieniu i spala się w nim. Do rzeczy szczególnych trzeba stosować miary szczególne. Władze podatkowe, jeżeli mają obywatelskie poczucie swoich ważnych funkcyj, muszą wchodzić w warunki bytu
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.