i pracy każdej klasy. I bardzo byłbym, rad, gdyby ktoś fachowy w rzeczach fiskalnych a życzliwy literaturze zabrał głos w tej sprawie; aby wypowiedział się o ile uznaje słuszność mojej tezy, ewentualnie podał projekt, jak mniejwięcej wyglądałyby księgi handlowe literata; co wolnoby mu było potrącić sobie od rzekomego dochodu na koszta produkcji; jaką pozycję zajmie w jego bilansie handlowym koszt lokalu, zużytych narzędzi, wreszcie wszelkiego surowca. Możnaby to ująć potem w jakiś ryczałt, w jakiś procent. I może wówczas zbliżylibyśmy się do sprawiedliwości. Tak bowiem jak jest dziś, mogę śmiało powiedzieć, że ci ludzie żyjący gorączkowo, z dnia na dzień, pracujący nieraz nad siły, za dwóch, za trzech, aby nastarczyć wymaganiom życia, bez zaopatrzenia na wypadek choroby, umierający najczęściej w nędzy, słowem te koniki polne z bajki, są dzisiaj klasą najciężej opodatkowaną w całej Rzeczypospolitej Polskiej. Płacą od „dochodów“, które są fikcją.