Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/106

Ta strona została uwierzytelniona.

zdawało — trawy, poczułem nagle, że pod kolanem rozwija się kłąb cielska żmii. Jeden ułamek sekundy – i byłbym na łonie praojców, gdyż ukąszenie w pobliżu arterji biodrowej spowodowałoby niechybnie śmierć natychmiastową, lecz w tymże ułamku sekundy instynkt samozachowawczy zmusił mnie do wykonania bajecznego skoku. Skoku takiego nie wykonałem nigdy w życiu, ani wcześniej, ani potem, i za żadne skarby świata powtórzyćbym go nie mógł: jednym rzutem znalazłem się o kilka metrów – i po chwili olbrzymie cielsko żmii, trafione mym strzałem, zadrgało w przedśmiertnych konwulsjach.
Przekonałem się wkrótce, że jararaca nie była jedyną mą sąsiadką na Vera Guarany. Wracając raz z polowania, spostrzegłem, że kot mój wyprawia nadzwyczajne susy. Podszedłszy bliżej, dostrzegłem, że toczy zaciętą walkę z żmiją. Nie była to jednak ciężka, powolna jararaca, starająca się podczas walki z kotem przytrzymać go zwojami swego ciała, ażeby mu zadać cios jadowitym zębem. Obecna przeciwniczka mego kota była daleko mniejsza, smuklejsza, o szybkich, elastycznych ruchach. Wspinając się na koniuszczku ogona, rzucała się nagle na kota, który, bacznie obserwując jej ruchy, dawał wtedy susa: mijali się w skoku, zwracali znowu ku sobie