Strona:PL Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Kiwony.djvu/17

Ta strona została skorygowana.
T. Dołęga-Mostowicz 16
Kiwony
POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA.

— Tak jest, stryjaszku.
— Pięknie. Teraz wstań i pokaż się.
Józef spełnił rozkaz.
— Hm... Jesteś źle ubrany. Póki byłeś gimnazistą nie miało to znaczenia. Ale człowiek przyzwoity powinien być zawsze dobrze ubrany. Jutro rano pójdziesz z Piotrem do mego krawca... Masz notes?
— Mam, stryjaszku.
— Więc zapisz. Obstalujesz sobie... pisz, mundur studencki, galowy mundur, płaszcz, futro na... hm... na elkach, smoking i frak. Zanotowałeś?
— Tak jest, stryjaszku.
— Bieliznę, buty i t. d. również załatwisz z Piotrem, któremu wydam instrukcje.
Pan Cezary nacisnął guzik dzwonka. Wszedł Piotr:
— Słucham jaśnie pana.
— Piotrze, panicz zamieszka w zielonym gościnnym pokoju. Zaprowadź tam panicza i wróć do mnie.
— Słucham jaśnie pana.
Pan Cezary podał Józefowi rękę, którą ten ucałował.
— No, dobranoc, mój chłopcze.
— Dobranoc stryjaszkowi, dziękuję za wszystko. A kiedy mam jechać do Petersburga?
— Za trzy dni, względnie za cztery. Sądzę, że do tego czasu twój ekwipunek będzie gotów.
— To tymczasem wrócę do Terkacz?
— Nie. Pojedziesz wprost z Warszawy do Petersburga. Wystarczy jeżeli listownie pożegnasz się z twoją matką i z jej rodziną.
Józef zrobił niezdecydowaną minkę i zaczął:
— Ale, stryjaszku...
— Dobranoc, Józefie — sucho przerwał pan Cezary — za dużo mówisz.
— Dobranoc, stryjaszku.
Było mu bardzo smutno i bardzo samotnie. Rozbierając się wzdychał i gryzł się, że nie ucałuje rąk matki przed tak długiem rozstaniem. Uspokoił się dopiero wówczas, gdy położył się w bajecznie miękkiem wygodnem łóżku.
Lokaj zabrał buciki i ubranie i zapytał:
— Czy panicz każe podać śniadanie do łóżka?
— Nie, dziękuję, ja wcześnie wstanę.
— Dobranoc, paniczu.
— Dobranoc — powiedział Józef i przytulił głowę do poduszki, pokrytej śliską, cieńszą od jedwabiu webą.

ROZDZIAŁ III.

Pierwsze sanki stanęły. Świt był wyjątkowo bezmglisty i kornet Kasatkin już z daleka zwrócił uwagę Domaszki, że Suchariew i Aleksandra Robiertówna wysiadają, zatem Aleksandra Robiertówna zaprosi wszystkich na śniadanie do siebie.
Nie omylił się. Gdy z kolei ich „lichacz“ zatrzymał się, jak wryty, za sankami pani Kulman, a tuż za nimi i obok stanęli roześmiani po warjacku Wasilisa Siergiejewna ze sztabskapitanem Kolesnikowem i baronowa Tallenberg z Juraszenką, stojąca na chodniku pani Kulman zawołała:
— Prędko wysiadajcie! Wypijemy po kieliszku wódki i zjemy po kawałku śledzia!
Z okrytych siatkami koni buchały kłęby pary. Na wschodzie zaróżowiło się niebo.
Józefowi było bardzo nie na rękę to śniadanie. O trzeciej z minutami odchodził jego pociąg, a chciał się jeszcze przespać, no i koniecznie napisać list do matki.
Próbował wytłumaczyć się, lecz pani Aleksandra ani słyszać o niczem nie chciała:
— Też coś! — oburzyła się — my dla niego robimy pożegnanie, a on taki młody człowiek i jeszcze buntuje się! Marsz na górę i nie rozsużdat’!
— Rzeczywiście, Josif Fiodorowicz, nie wypada opuszczać towarzystwa. Tam na froncie lepszego nie znajdziecie — chwiejąc się na nogach zapewniał Kolesnikow.
Nie było rady. Zresztą po przehulanej nocy dobrze jest wypić kieliszek wódki „na otrzeźwienie“. Jednakże towarzystwo po kieliszku doszło do przkonania, że i drugi nie zaszkodzi, trzeci pomoże, a czwarty i piąty naprawdę się przydadzą.
Tylko dzięki udobruchaniu się Aleksandry Robiertówny Domaszko zdołał wymknąć się po angielsku około siódmej.
Mróz jeszcze bardziej stężał. Z daleka odezwały się dzwony cerkiewne. Prawda, dzisiaj niedziela. Wsiadł w pierwsze spotkane sanki i kazał jechać na Newski.
Grisza już nie spał, otworzył drzwi i ze swoim komicznym spokojem pomagał w rozbieraniu się „barinkowi”, mocno chwiejącemu się na nogach. Zakomunikował lakonicznie, że pan jeszcze śpi i że kazał się budzić o dziesiątej.
— Mnie zbudź o dwunastej — burknął Józef, nakrywając się kołdrą.
Obudził się z bólem głowy. Nie ciarpiał alkoholu, ale przecie musiał pić dla towarzystwa. Teraz wziął bardzo gorącą kąpiel i ubrał się odrazu w swój wojskowy mundur „zaszczitnawo cwieta“. W tej bluzie „kosoworotce“ ze srebrnemi epoletami urzędnika wojskowego wyglądał zupełnie jak oficer.
Stryja Cezarego nie było już w domu. Pojechał na mszę do kościoła świętej Katarzyny. Żeby nie wczorajsze pijaństwo, Józef też mógłby być w kościele i pomodlić się za powodzenie na froncie, a w dodatku spotkać pannę Szarkowską. Napewno będzie, bo wszystkie pensjonarki ze starszych klas bywają właśnie na wotywie.

(D. c. n.).