Strona:PL Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Kiwony.djvu/23

Ta strona została skorygowana.
T. Dołęga-Mostowicz 22
Kiwony
POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA.

— Mówi bardzo niewyraźnie i cicho. Trzeba się nachylać, żeby posłyszeć — skończyła swe informacje pielęgniarka.
— A co doktorzy? — pytał Józef.
— Doktorzy, jak doktorzy — wzruszyła ramionami — powiadają, że albo wyzdrowieje, albo nie. Ale mnie widzi się, że już długo nie pociągnie. Tylko proszę z nim dużo nie rozmawiać, bo doktorzy zabronili, chociaż i tak, jak kto ma umrzeć, to milczenie jego nie uratuje.
Stryj Cezary leżał w półciemnym pokoju. Raziło go światło i miał przymknięte powieki. Jednak Józefa poznał odrazu.
— Dobrze, żeś przyjechał — powiedział z wysiłkiem.
— Dzień dobry, stryjaszku — cicho wyszeptał Józef.
— Mów głośniej.
— Dzień dobry stryjaszkowi. Dostałem urlop na kilka dni. Byłem zaniepokojony brakiem listów.
Pan Cezary westchnął:
— Widzisz, co ze mną.
— Bardzo współczuję stryjaszkowi, — bąkał Józef.
— Nie wiem, czy długo pożyję. Zamknij drzwi i zobacz, czy nikt nie podsłuchuje.
Józef chodząc na palcach spełnił polecenie i znowu stanął przy łóżku.
— Nie, stryjaszku.
— To dobrze. Weź teraz z pod poduszki klucze.
Józef sięgnął i wydobył pęk kluczy.
— Otwórz teraz środkową szufladę biurka. Znajdziesz tam skórzaną teczkę.
— A który klucz, stryjaszku?
Musiał po kolei pokazywać stryjowi klucze, aż ten rozpoznał właściwy.
W szufladzie istotnie znalazł małą skórzaną teczkę, którą otworzył na rozkaz pana Cezarego i wyjął dużą kopertę.
— Jest to mój testament — objaśnił chory — nie wiem, jak długo będę żył. Dlatego weź i zabierz ze sobą. Są tam i listy, które ułatwią ci postępowanie spadkowe na wypadek mojej śmierci.
— Wyzdrowieje stryjaszek — próbował pocieszać Józef.
— Wątpię. Jest coraz gorzej.
Przyszła pielęgniarka. Czas było dać choremu jakieś lekarstwo.
W jej obecności zachowali milczenie, chociaż i tak nie zrozumiałaby po polsku. Gdy tylko wyszła, pan Cezary odezwał się:
— Rad jestem, że potrafiłem z ciebie, Józefie zrobić jeżeli nie człowieka, to zadatek na człowieka, który z godnością będzie nosił moje nazwisko... Dlatego zapisałem ci wszystko, co posiadam. Używaj tego na chwałę Bożą i pożytek ludzki.
Józef podniósł bezwładną dłoń stryja i ze łzami w oczach ucałował ją.
Stan zdrowia pana Cezarego nie poprawiał się. Lekarz, który wpadł popołudniu wyjaśnił Jóżefowi, że o przejściu paraliżu mowy być nie może, ale śmierci nie należy się obawiać. Może tak potrwać nawet kilka miesięcy.
Następne dni Józef spędzał przy łóżku stryja niemal całkowicie. W myśl kategorycznego zakazu lekarza ani słowem nie wspominał o rewolucji i o sprawach publicznych. Natomiast opowiadał obszernie o stosunkach na „punkcie“.
Umiarkowana i ostrożna ocena ludzi i sytuacyj bardzo się podobała panu Cezaremu. On sam nie zapytał ani razu o kwestje polityczne, wymijając je świadomie.
Józef w tem większym był kłopocie, że przecież głównym celem jego podróży było zasięgnięcie rady stryja, jak ma postąpić wobec tworzenia się armji polskiej.
Z gazet, których tu było zatrzęsienie, dowiedział się, że pod Brańskiem stoi już niemal pełna dywizja polska, że w okolicach Mohylowa organizują się dwie inne.
Kilka razy wyszedł na miasto, lecz nikogo ze znajomych, których mógłby się poradzić, nie zastał. Jedni wyjechali, inni całemi dniami brali udział w jakichś posiedzeniach i komitetach.
Urlop mijał. Józef wprawdzie zaproponował stryjowi, że będzie starał się w centrali Ziemskiego Sojuzu o prolongatę, lecz pan Cezary stanowczo zabronił:
— Obowiązek na pierwszem miejscu — powiedział — tam jesteś potrzebny, a mnie nic pomóc nie możesz.
W sobotę wieczorem, zaopatrzony w gotówkę i w błogosławieństwo stryja Józef wyjechał.
W wagonie przeczytał testament.
Stryj zapisywał w nim bratankowi cały swój majątek, którego wyliczenie zajmowało dwie bite strony dużego kancelaryjnego formatu. Były tam domy w Petersburgu, wkłady bankowe, fabryka drutu w Kałudze, kamienica w Warszawie, moc akcyj, obligacyj pożyczek wojennych i t. p.
Józef z bijącem sercem odczytywał ten rejestr, gdy zaś doszedł do końca, gdzie obliczono wartość całego zapisu na dwa i pół miljona rubli, przyszło mu na myśl, że nie będzie wiedział, co z tem wszystkiem zrobić, że szkoda stryja, który napewno wkrótce umrze.

(D. c. n.).