całował ją w czoło, – gniew piękności szkodzi!...
Co za wielka historya! Byłaś na balu maskowym u księżnej X*., byłaś już bez maski, miałaś ubiór Lavinii, córki boskiego Tycjana. – Byłaś prawdziwie jego córką – a piękniejszą jak obraz jego córki – Trzeba być jak ty artystką, żeby ten ubiór wybrać, i piękną jak ty, żeby w nim tak wyglądać….
Dosłuchajże mej obrony cierpliwie.
W ten sam wieczór wróciłem ze wsi – stęskniony za tobą – dowiedziawszy się o balu, wziąłem domino – pojechałem – i ujrzawszy cie tak piękną, zamyśloną, pełną gracyi, poezji i dowcipu – i pełną godności w tłumie wielbicieli, w tej atmosferze światła i kwiatów, muzyki i woni, wcisnąłem się w tłum i zaszedłszy ukradkiem, pocałowałem cię w prześliczne ramiona twoje – ot – tak jak teraz – cóż w tem tak potwornego? Nie chciałem cię trapić niepewnością. – Z gniewem, w którym spłonęłaś jak anioł zemsty, zerwałaś się –zdarłaś mi maskę – i – zamiast mi wrócić mój pocałunek – wyjechałaś z balu – i już trzeci dzień karzesz mnie za tę pustą chwilę. – Czy byłabyś zdolna pomyśleć, żem miał chwilę powątpiewania, zazdrości, – żem cię chciał ukarać?... nie – tak nie myślisz. – –
Po twarzy Klotyldy przeszło coś na kształt walki – i ktoś mniej kochający dostrzegłby był, że się już dawno nie gniewała, że tęskniła