przy niej, ale sierocy i wzgardzony podniósł ku niej psią głowę, o wyrazie niewysłowionej boleści, którą tylko ołówek historiozofa tak oddać może, i z oczu jego ku niej wzbitych kilka gorących łez upada, – że zdaje się wyć: o matko! i ja twój syn, dla czegóż mną gardzisz, i ja cię miłuję! zdejm mi tylko głowę zwierzęcą, którą mi nałożono przemocą ciemności, a pod nią mam ludzką!... i będę człowiekiem!... W oddaniu natchnionem tego mitu, którego każdy duch człowieczy wstydzić się może, wyśpiewał wieszczo mistrz, boleść i łzy wszystkich klas uciśnionych, wszystkich ludzi i myśli ludów jęczących czy ofiarami przesądu, czy niewoli, czy ciemności, czy potwarzy – całą niesłusznie pokrzywdzoną część rodu ludzkiego! Ale miłościwa Izyda nie ma władzy zdjęcia mu tej głowy – zdjęła ją dopiero miłosierna dłoń Chrześcijaństwa!...
Od pośredniego związku łzy z pieśnią, z sztuką w ogóle wracamy do bezpośredniego związku jej z życiem. – –
Gdyby geniusz zapoznany w dumie swojej płakać potrafił, łza odkupiłaby wiele! – I oto łza dziecka, płaczącego ze złości – i łza dziecka w dostatkach, które okiem smętnem drugiemu dziecku odartemu i osieroconemu podaje jałmużnę….
Nigdzie łza nie jest wybitniejszą jak u ludu – ona jest perłą jego cierniowej korony!... Kto widział pogrzeb wieśniaka, poczuł to do-