zwierzęconą, dalej uśmiech pijaka, karciarza, oszusta, bandyty i rudego Żyda, co konie kradnie, i lazarona, co rozwalony jak Zeus pod zrujnowanym portykiem marmurowym, leży i żuje swe makarony, udrapowany w kilka jasnych łachmanów, że mógłby go malować Murillo w tej ciszy słońca, gdy leniwa, zmysłowa fala morza pianą niekiedy liże mu brudne wyciągnięte nogi, i cygana wisielca, kiedy obieszonemu śród lasu księżyc cichy zajrzy w oczy… A oto patrzymy na grupę, co już dawno zginęła… Siedzą pudrowane postacie w pysznej, jasnej komnacie, dowcipy iskrzą się, jak w czartowskiej kuźni… Oto siedzi. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Twórcze przeczenie, zwane Wolterem, gdy poklaskuje podziałowi Polski i apoteozuje w Katarzynie podłość podłości, sarkazm, zwany Diderotem i świństwo, zwane La Mettrie!... [1] kiedy Rousseau z rozdartym uśmiechem boleści tułał się po świecie, ten jeden człowiek dobrej woli na Zachodzie w XVIII wieku, jak go tylko Narcyz Brachvogla a raczej Dawison rozumiał. Dalej patrzmy na uśmiechy dyplomatów kongresu Wiedeńskiego – siedzą razem pełni sromu, a jest tu wszystko, prócz miłości i sumienia!... I cóż z nich zostało? „Z owoców ich poznacie.” Popatrzmy dalej na uśmiech, gdy lata nie bywał na twarzy i wraca, oto zakwitł smętnie na twarzy dumnej artysty, wywołanego po latach zapoznania i potwarzy!... boski on i straszny. – Człowiek, co cierpiał gwałtownie i
- ↑ Julien Offray de La Mettrie - patrz artykuł w Wikipedii.