anioła, chora i wiedząca, że żyć nie będzie, leżąc obrywała listki róży z uśmiechem ciekawości… czy prędko umrze!... i nie widziałem – i nie chciałem już widzieć żadnego uśmiechu… aż raz ujrzałem u gotyckiej furty czarnego kościoła dziecię, podające z uśmiechem jałmużnę zbolałemu starcowi…. On na widok tego kwiatka zapomniał wszystkich boleści i zawodów życia i uśmiechnął się – a ten akord uśmiechów ich, jak przeszłość z przyszłością, chwycił do arfy swej, stojący nad niemi stróż anioł i powiał z nim w błękity…. I oto pierwszy uśmiech przyjaźni, sympatya zagnieździła się w nim na całe niebo przyszłych rozkoszy… na niebo nie z tej ziemi, – przeto o nim śpiewać będziemy, – ale – nie na tej ziemi!... Oto uśmiech bohatera przebaczającego!...
I uśmiech poety na widok doścignionego ideału, ściganego całe życie, który przestaje go nęcić, skoro go dosięgnął ramieniem piorunowem… i znów powraca smętne słowo „perfectum!” i w smętności się uśmiech ten rozpłynął, aż spoczął w śmierci nieśmiertelności pełnej, po mękach Tantala!... Ten uśmiech unieśmiertelnił wielki Ritschl [1] w swoim posągu Psychy i Zefira [2], gdzie (pod dłutem mistrza boskiej Piety [3]) [4], marmur stał się powiewem….
Ale z daleka doleciał mnie dźwięk wesoły,