Maryan nad prawdy posągiem pracował,
O którym marzył od dni wsych dziecinnych,
Z gorącą wiarą, którą w duszy chował
Jako kwiat wonny, z ziarnem światów innych.
W duszy Maryana jak w jego pracowni,
Było szeroko – biało – i spokojnie,
Posągi myśli, jak męze wymowni,
Ciszą, a czasem kwiat zakwitnął strojnie.
Gdy się już posąg z bryły wyłamywał,
Wprowadził Maryan dni swych towarzysza,
Z którym od dziecka ślubnym bratem bywał.
Czy burza w piersi była im, czy cisza. . . .
I długo obaj przed posągiem stali,
Dzień ciemniał – i przez gotycką arkadę
Księżyc na posąg rzucił światło blade,
Jak pocałunek kochanka z oddali. . . .
A byli obaj młodzi – pełni szału –
I kochankowie obaj – ideału,
Jak pierwszy piorun – co z wiosennej dłoni
Pada, do tęczy stóp – na fiołków błoni. . . .