Strona:PL Tarnowski-Szkice helweckie i Talia.djvu/226

Ta strona została przepisana.

Ona woła: zostań, błagam, na miłość twej matki. . . .
Rycerz Bolko porwał topór, ze zgrozą czeladki
I tak ostrzem tem ugodził w głowę swoją panią,
Że mu u stóp padła martwa, białą, krwawą łanią. –


IV.


I popędził gromoskrzydły, za nim gnają szyki,
Lecą – słońce krwawo wschodzi – w polu najezdniki,
I popędził, jak noc czarny, kędy wrogów chmura.
Pierzchły wrogi – wschodzi księżyc – kędy trópów góra,
A na górze tam trup Bolka króluje, niebogę
Zda się wzrokiem szukać, mówić, nie mogę, nie mogę! . . .
Szumią wichry, huczą zdroje, w stepach Bolka imię,
Płoną sioła, płoną miasta, w pogorzelisk dymie –
Wśród modrzewi słowik kwili nad pani mogiłą,
A o Bolka żrą się kruki z orłów dziką siłą!