zniewoliła mię do uczynienia gorącej odezwy (w Przemowie do Aksela, str. XIV) do piór zdolniejszych, i do błagania ich, aby się obeznały z wiesczem skandynawskim, który w polocie fantazji, kolorycie obrazów, artystycznem wydaniu i moralnej dążności nie ustępuje najsłynniejszym, najzawołańszym poetom europejskim, aby, mówię, w zrzódle go poznały, zgłębiły i na ojczysty język przelały. Nie mało przecież upłynęło czasu od tej mojej, że tak powiem, appellacyi do talentów, na jakich nam, (w młodem zwłascza pokoleniu naszem, pełnem życia i werwy poetyckiej), nigdy nie zbywało i zbywać nie może, nimem się ucieszył wiadomością, że kilka pięknych usiłowań zwrócono ku Tegnerowi, że kilka prób przepolsczenia ustępów Sagi Frytjofowej, już się tu i ówdzie, w czasopismach polskich, pojawiło.[1] Tymczasem nastręczyła mi się zręczność bliższego poznania Tegnera. Dwa tłómaczenia Frytjofs-sagi, do dziśdnia wysoko cenione w literaturach do których należą, dały mi wyobrażenie, jakie powziąść o tym wielkim utworze oddawna pragnąłem. Tłómaczenie angielskie p. G. S. (Georges Stephens), prawie pod okiem samego Tegnera w Szwecji dokonane, i chlubnem świadectwem autora zasczycone, przytem opatrzone w objaśnienia starożytności i mythologii skandynawskiej tak trafne i tak dokładne, że je Szwedzi na własny język przełożyli, i inne uczone we wstępie dodatki (cf. Frithiofs Saga af Esaias Tegner translated by G. S. — Stockholm, printed by G. H. Nordström 1839), było z nich pierwsze, z którem się spotkałem i które zgłębiać począłem. Słowa Tegnera
- ↑ Próby te umieścili: Franciszek Morawski w Przeglądzie Poznańskim; Roman Zmorski w Bibliotece Warszawskiej; Wincenty Dawid w Niezabudce, i NN (ś. p. Alfons Walicki, były professor greczyzny w charkowskim uniwersytecie) w Pamiętniku Literackim. O innych, jeśli jakie były, do dziśdnia niewiem.