Szlak wciąż ciemnieje, wznosi się, szerzy,
Mieni się w szery[1], w piaski wybrzeży,
I ląd się sunie — ląd ukochany,
I las doń idzie w zieleń ubrany,
Ze skał wodospad gra mu nanowo,
Góra wychyla pierś granitową.
Ot’ i przylądek luby w ciaśninie —
Wita go Frytjof, i wesół płynie
Pod świętym gajem, w którego cieniu
Budował z Lubą sczęście — w marzeniu!
»Gdzież Ingeborga? — Serca rachuby
Czyż jej nie wróżą, jak blizko Luby?
Może rzuciła świątyni progi?
Może w pałacu, kędy Helg srogi
Więzi niesczęsną, siedzi płacząca
I smutnie dłonią arfę potrąca?
Albo ze złota ciągnie przędziwa?«
Tak duma Frytjof. — Wtem ze spalonej
Krokwi przybytku sokół się zrywa,
Szybuje w górę, wije się, spada,
I na ramieniu pańskiem usiądą.
O, zna to ramie ptak ulubiony!
Ostremi skrobie ramie to szpony
I bije skrzydłem; dziob zakrzywiony
Tęskno do ucha pańskiego skłania,
Jakby miał jaką wieść do oddania
Od Niej, od Lubej, od Narzeczonej!
Ale się próżno ptaszyna sili;
Jękiem swym panu nic nie wykwili!
Swojskiemi wody, jak bystra łani,
Sadzi Ellida wprost do przystani.
Wesoło Frytjof na brzeg pogląda,
Gorąco Framnes powitać żąda,
- ↑ Szery (skiery) — nazwa ogólna wybrzeży norwegskich, drobnemi skałami usianych.