Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/136

Ta strona została przepisana.

To nie dzień, nie noc — światło, mrok zmięszane
Zaległy krainę społem.[1]

Stos Balderowy, niby drugie słońce,
W świątyni wznosi płomienie;
Lecz wkrótce zgaśnie, i Heder swe ćmiące
Nad ziemią roztoczy cienie.

U ścian świątyni stojący kapłani
Głownie stosu przewracają;
Srebrzysto-brodzi, latami złamani,
Krzemienne noże trzymają.

I arcykapłan-Helg, według zwyczaju,
Już się u ołtarza trudzi;
Wtem, o północy, jakiś się śród gaju
Zgiełk i sczęk oręża budzi!

»Biornie! sam do wrót! stawać tam na straży!
»Zatarasować podwoje!
»A kto się wymknąć, albo wejść poważy,
»Łeb temu płatać na dwoje!«

Blednie Helg — głos ten poznaje straszliwy; —
»Aliści postać złowiescza
Wchodzi, i głosem jesieni burzliwej
Tak swe zjawienie obwiescza:


  1. Fenomen stojącego o północy nad widnokręgiem czerwonego, pozbawionego promieni słońca, tudzież pochodzącej ztąd dziwnej czerwonawobladej mięszaniny mroku ze światłem, przytrafia się tylko w stronach najbardziej ku biegunowi posuniętych. W tych bowiem miejscach ekliptyka, przecinając horyzont pod kątem bardzo ostrym, daje słońcu (nawet o samej północy) tak nieodległe od widnokręgu położenie, że refleksya, jasną pogodą i zgęsczonem powietrzem wzmożona, łatwo je podnosi wyżej, aniżeli jest rzeczywiście, i stawi pozornie nad ziemią. Fenomen ten nie bywa widzalnym u Sognijskiej zatoki (gdzie się akcya odbywa), leżącej o 28 stopni niżej bieguna, w jednej szerokości z południową Finlandyą. Użył więc w tem miejscu Tegner dozwolonej poetom licencji.