Kniej mieszkańce mkną z popłochu, kto do gęstwy, kto do lochu,
A za nimi Walkyrija z dzidą konno się uwija.
Lecz nie zdąża konung stary za myśliwców dziarskim rojem.
Obok jedzie Frytjof blady, z biciem serca, z niepokojem;
Czarnych, pełnych gwałtu myśli tłum się budzi w jego duszy,
Niczem skargi ich bolesnej, ni wołania niezagłuszy.
— »Czemu-żem opuścił morze, wpadł na ciężkie klęsk rozdroże —
»Morze ciężkich dum nie trzyma — dmuchnie z nieba wiatr — dum niema!
»Gdy wikinga boleść toczy, wnet ją płoszą morskie tany,
»Wnet oręża świetnym blaskiem, duszy jego mrok rozwiany!
»Tu inaczej! ciągła żądza czarnem skrzydłem skroń mi tłucze,
z Tu w tęsknocie niewysłownej senne jakieś życie włóczę!
»Ni świątyni Balderowej, ni ślubu co mi w niej dała,
»Tu zapomnieć ja nie mogę! Lecz czyż ona ślub stargała?
»Nie! to bogi, nasze wrogi, których sczęściem swym dręczymy,
^Przesadzili kwiat mój drogi z łona Wiosny w łono Zimy.
»Cóż po moim kwiecie Zimie? cenę jego czyż poznała,
»Kiedy pączek, liść, łodygę, chłodnym w lody tchem odziała?!« —
Tak on duma — wnet wjeżdżają w obręb samotnej doliny,
Niby w wąwóz, otoczony lasem olchy i brzeziny.
Zsiada z konia Ryng i rzecze: »Cudna świeżość tego lasu:
»Znużon jestem — wypocznijmy — chciałbym użyć nieco wczasu.« —
— »Spać ci, królu, (rzekł gość) na tej twardej ziemi, ja nie radzę,
»Ciężki będzie sen — dwór blisko — pozwól, tam cię odprowadzę.« —
— »Sen (odpowie Ryng), jak inne bogi nieczekany schodzi;
»Gospodarzowi przy gościu czyż się wypocząć niegodzi?«