Jeśli je złamię, niechaj przeklęty
W głąb ziemi żywcem zapadnę!« —
A dziecię z tarczy pogląda śmiało
Jak konung z tronu świetnego.
Oczy orlęcia gdy tkwią nad skałą,
Nie śmielej ku słońcu biegą.
Ale zadługo ciągnie się rada —
Nuży się młodziuchne plemię,
I bystro na dół z tarczy swej spada
Królewskim skokiem na ziemię.
Tu głos się zewsząd wzmaga swobodny:
»My, lud północy, Normany!
Robim cię królem — bądź nam podobny
Do Rynga, synu obrany!
»Zanim urośniesz — rządy krainy
W ręku Frytjofa złożone...
Jarle Frytjofie! piękną dzieciny
Matkę ci dajem za żonę.« —
W górę brwi Frytjof wznosi zmarsczone
I rzecze: »Męże krainy!
Dziś obiór króla — nie zaręczyny,
Wynajdę sobie sam żonę!
»Natchnienie czynu tam Niebo da mnie,
Gdzie zgasła świątynia sławna,
Gdzie moje Norny czekają na mnie
O, i czekają oddawna!
»Pierwej mi z niemi spotkać się trzeba —
Niech myśli moje poznają
Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/174
Ta strona została przepisana.