Haracz duchom przepaści — i z szyderczym śmiechem,
Klascze w swe czarne dłonie, nad spełnionym grzechem.
Czyż nigdy nie przebacza promienna Walhalla?
Balderze modrooki! czyż odpychasz dary? —
Od zemsty, za śmierć druha, zbójcę dar ocala[1],
Błagają się bogowie krwawemi ofiary.
Najłagodniejszy z Asów, świat ciebie wychwala!
Nie sróż się — cofnij wyrok — nie dopusczaj kary!
Za pożar mimowolny wszystko’ć dam w ofierze,
Tylko z tej białej tarczy zmyj plamę, Balderze!
Kiedyż mię gniewu twego ciężar gnieść przestanie?
Zdejm go — spłosz mary z duszy — błagam cię w pokorze!
Cały żywot mój świetny niech za okup stanie —
Rozkaż — skarby najdroższe w ofierze ci złożę!
Nie przerazi mię z Thora piorunem spotkanie,
Ani się wzroku Heli sinobladej strwożę;
Tylko gniewu twojego, tylko pomsty twojej
Biały-bogu! znękana dusza się ma boi!
Oto kurhan Rodzica! czy spisz, bohaterze?
Stanąłeś bez powrotu w wieczystej ustroni!
Mieszkasz w lśniącej gwiazdami, lazurowej sferze;
Pijesz miód, pieścisz ucho słodkim dźwiękiem broni.
Gościu Asów! wejrz z góry — syn cię wzywa sczerze!
Wejrzyj nań z pól niebieskich, ojcze Wikingsonie!
Nie runy on, nie czary na twój grób przynosi —
O radę, czem Baldera przebłagać, on prosi.
Milczysz! Przecież Angantyr[2] miał tyle litości,
Ze śpiewał z grobu córze, jak saga dowodzi.
Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/177
Ta strona została przepisana.