koły), i ogrodzona parkanem. Wprost Systrandu, na północnym brzegu zatoki, leżała majętność Frytjofa, od blizkiego przylądku, Framnes’em zwana. (Opis jej daje poeta w pieśni III.)
Wedle podania, w Skandynawii upowszechnionego, pewna kolonija wschodnia, pod dowództwem Odyna i jego pomocników (dijarów), przeniosła się w strony północne i niemi owładnęła. Ludność miejscowa, uległszy wpływowi wychodźców i z nimi się zlawszy, wydała potomstwo silne i energiczne, któremu, mimo niepohamowanej żądzy walk i podbojów, nie brakło na porządnych wyobrażeniach o prawie i powinności, o obywatelstwie i ziemskiej własności. Państwo dzieliło się na tak zwane fylki, czyli odrębne, większe lub mniejsze dzielnice, niezależne, stanowiące własność wolnego ziemianina, czyli bonda. Każdy bond, wolny ziemianin, był samowładnym panem swej własności, z której zarządu nikomu nie zdawał rachunku. Ale, że surowość klimatu i, ztąd pochodząca w większej części skandynawskiego półwyspu, nieżyzność ziemi, nie płużyły rolnictwu, musiał mieszkaniec szukać gdzieindziej środków zaopatrzenia swych potrzeb. Przy rozwinięciu ducha wojowniczego, do którego usposobiała sama religija, obiecująca tym, co w boju z chwałą polegną, rajskie rozkosze w Walhalli, niemógł on nie szukać sczęścia w orężu, który zabezpieczał mu byt wygodny na ziemi i prowadził go po śmierci do raju. — Chętnie więc, jeśli był ubogim, zaciągał się pod rozkazy wodzów znakomitych, jeśli zaś był zamożnym, sam formował drużyny i z niemi odbywał wyprawy. Bondowie, jako obywatele swobodni,