Lecz skoro swe gniazdko ujrzała,
Nie myśli już wracać — przy mężu została.
Martwiło to Biorna, że smutny brat siedział;
»Co z orłem mym młodym? półgniewny powiedział, —
I milczy i tak zamyślony:
Czy w skrzydło podbity, czy w pierś ugodzony?
»Mów, czego ci braknie? masz dość tu wszystkiego:
I żółtej słoniny[1] i miodu ciemnego!
I skaldów twych lik nie przebrany! —
A pieśni bez końca! czegożeś stroskany?
»Napróżno koń kopie, na łowy chce skoczyć;
Napróżno twój sokół chce w niebie żer zoczyć!
Ty bez nich w obłokach polujesz,
To jęczysz, to wzdychasz — i zdrowie swe trujesz!
»Ellida się dąsa na falach gniewliwa —
Wciąż linę kotwicy podnosi i zrywa.
Sza — smoku! stój cicho! — Do wojny
Twój Frytjof gust stracił — twój Frytjof spokojny!
»Zapewna na słomie zakończy dni swoje!
O, wtedy, jak Odyn, pierś sobie rozkroję
I duszę mą zepchnę do Heli.
Abyśmy tam obaj żądani stanęli!« —
- ↑ Upodobanie Skandynawów do miodu i wieprzowiny było tak wielkie, że nietylko za życia, lecz i po śmierci, przeniósłszy się do Walhali, nic innego tam nie pili i nie jedli, jak miód i mięso wieprzowe. W tym celu utrzymywał Odyn w okolicach Walhalli dwoje cudownych zwierząt: ogromnej wielkości Kozę Hejdrunę i takiegoż wieprza Schrymnera. Koza, karmiąc się liściem drzewa Lerot wyrabiała z siebie nie mleko, lecz miód upajający, wyrabiała zaś tego trunku codziennie tyle, że nigdy najmniejszego w nim niedostatku nie było. — Wieprzowiny dostarczał Schrymner; tego źwierza zabijano codziennie, gotowano, odzierano z mięsa i sadła, krajano na sztuki i gościom roznoszono; ale po uczcie, wskrzeszano jego kościotrup i pusczano wolnie na pastwisko aby się na nowo tuczył i do nowego służył użycia.