Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/98

Ta strona została przepisana.

Trwonimy w próżnej rozmowie, wydziera
Kilka chwil sczęścia! — Już wszystko gotowe
Do drogi — skrzydło już Ellida wznosi,
I wiatr poranny wskazuje kierunek,
W którym natychmiast popłyniem, uciekniem
Od brzegów, kędy dziki przesąd włada.
Nie zwlekaj, Luba!

Ingeborga.
Mój drogi Frytjofie!
Mnie z tobą płynąć niewolno!

Frytjof.
Nie wolno?
Zemną? — dla czego? —

Ingeborga.
Ja niemam, niestety
Prawa do tego. Twój los inny wcale.
Tyś mąż sczęśliwy: tobie nikt na ziemi
Nie przewodniczy — kędy zechcesz, śmiało
Krok swój za piersią Ellidy posuwasz.
Twa jedna wola wydaje rozkazy
Dłoniom, co dzierżą rudel, co kierują
Biegiem okrętu po groźnej topieli....
Ze mną inaczej! mój los jest złożony
W prawicy obcej! która nie wypuści
Zdobyczy swojej bezkarnie, chociażby
We krwi tonęła! — Poświęcać się, jęczeć,
Usychać w długiej bez końca katuszy —
To jedno wolno konungowej córze!...

Frytjof.
Ojciec twój w grobie — możesz być swobodną
Skoro zażądasz!