Strona:PL Tegner - Ulotne poezye.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

zwątpieniem. Rozstrój ten z wolna już przebijał się w pieśni, w słowie i czynie poety.
Wiara w talent i natchnienie opuszczały go, mimo czci i rozgłosu, jakiemi był otoczony.
W jednej z pozostałych po nim korespondencyi owej epoki czytamy ustęp, w którym, mówiąc o sobie, powiada:
„Czy parę lat wcześniej czy później zapomnianym będę, cóż mi na tem zależeć może? Naprawdę, nigdy nie miałem się za wieszcza w wyższem pojęciu tego wyrazu. Ci wyglądają inaczej! ja jestem dyletantem, jak wielu innych, zwyczajny Homerida — Jan Chrzciciel tylko, który idącemu kiedyś ścieżki gotuje. To, co śpiewam na rozstrojonej lirze mojej, nie zaspakaja ducha, nie wypełnia i nie wystarcza, widzę i czuję wielkość, harmonię i piękno — ale ich osiągnąć nie mogę.“
W innem znowu miejscu pisze:

„Rezygnacya jest treścią całej filozofii życia, zachować oblicze spokojne w grze nieszczęśliwej, którą nazywamy życiem, w grze, której ostatecznym rezultatem przegrana być musi, tego naucza nas najpowszechniejsze zastanowienie.“

Lepiej jeszcze ten niepokój upadającego ducha malują nam ustępy innego listu, w którym pisze:

„Boże! strzeż mojego rozumu! wieje duch szaleństwa w rodzinie mojej (dodaje z ironią), u mnie objawia się on dotąd tylko poezyą, to jest obłąkanie spokojne i nieszkodliwe, ale któż mi zaręczy, za na inne nie przejdzie koleje, i w innej się nie objawi postaci?“

Takim to jękiem bolesnym rozczarowania, jękiem przejmującym zimnym dreszczem, a mimo to czarownym akordem zrywającej się struny upadającego poety — jest wiersz pod tytułem Melancholia, w ostatnim napisany już czasie. Wiersz ten, jako należący niemal do życiorysu Tegnéra, powtarzamy w przekładach naszych z poetą.
W tej moralnej chorobie, w niepokoju i rozdrażnieniu nerwowem bolesny widzimy objaw. Wieszcz i kapłan najznakomitszy, człowiek swojej epoki, upada moralnie, trunkiem