Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom I.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

wincyach, jak Publiusz, bo nie uważałem nigdy za potrzebne i rozumne ubiegać się o względy Marka Aureliusza za pośrednictwem tak zwanej cnoty obywatelskiej, czy zasługi innej. Tyle się przodkowie moi nawojowali i nawysługiwali na różnych stanowiskach, iż sądzę, że zrobili dosyć dla Rzymu, nietylko za siebie, ale i za mnie. Wyżej już nie pójdę. Pretorat zamknie moją karyerę senatorską. Jeśli się nie ożenię z Liwią, wówczas spadnę do motłochu, jak tylu innych z naszego stanu.
Stali obok basenu. Tullia spoglądała przez zmrużone powieki z zaciśniętemi ustami na ryby, pluskające się w wodzie. Marek schylił się nad jej ręką i ucałował ją gorąco.
— Nie odmawiaj mi, droga Tullio — prosił. — Fabiusz żąda za swoje miliony stosunków z naszą rodziną, a Publiusza nie śmiem nawet prosić o otwarcie domu dla tego dorobkiewicza, bo gotów mi w odpowiedzi podać miecz albo truciznę.
— A twoja żona? — zapytała Tullia, nie podnosząc głowy.
— Lucylla Kwintylia wróciła już do ojca. Widząc, że czeka ją niedostatek, zgodziła się na rozwód bez oporu. Jestem wolny.
Milczeli przez jakiś czas, potem zapytała Tullia:
— Czy niema w Rzymie innej panny lub wdowy posażnej, godniejszej nazwiska Kwintyliów?
— Jest ich dużo — odparł Marek — ale któraż z nich chciałaby powierzyć losy swoje wesołemu pretorowi, jak mnie w mieście nazywają! Tylko córkę poborcy oślepia szeroki szlak purpurowy do tego