Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom I.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

czę ci dnia wesołego, a nie zapominaj o radach, które ci dałem. Bądź matroną, o taką...
I ucałowawszy ramię Tullii, oddalił się Marek krokiem wolnym, przesadnie poważnym, naśladując ruch łabędzia, posuwającego się na powierzchni jeziora.
Na progu odwrócił się.
— Do widzenia, matrono drewnianego Rzymu — wyrzekł.
— Do widzenia, miły łobuzie...
Uśmiechnęli się do siebie życzliwie.
Ułożywszy się wygodnie na sofie, wzięła Tullia ze stolika „Sztukę kochania“ Owidyusza, oprawną w kość słoniową.
Krzyk chłostanej niewolnicy słabł, targał się w cichym, urywanym jęku, aż skonał zupełnie.
Pogrążona w księdze trzeciej „Sztuki kochania,“ podającej kobietom sposoby podbijania serca męzkiego, nie spostrzegła Tullia, że przez drzwi, łączące dziedziniec z salą jadalną, weszła wysoka postać niewieścia, ubrana tak samo, jak ona, w białą suknię ze szlakiem purpurowym. Dopiero, kiedy jej ramienia dotknęły białe, długie palce, podniosła głowę.
— To ty, Mucyo? — wyrzekła, odkładając książkę. — Domyślam się, że ten niezręczny Hipiasz stłukł znów jaką wazę lub sprzęt inny. Pozwoliłam ci raz na zawsze karać niewolników podług uznania. Mucya Kornelia nie jest obcą w domu stryjenki. Będę ci nawet bardzo wdzięczna, jeżeli zdejmiesz ze mnie zupełnie ciężar drobnych trosk domowych, które tobie taką przyjemność sprawiają, ty mała gosposiu.