Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom I.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

szarpanemi od bata plecami, cała oblana krwią, klęczała na trawie, wyrzucając z piersi łkania stłumione. W obu rękach trzymała dwa patyczki, złożone na krzyż. Pochylała się, uderzała głową o ziemię i skarżyła się komuś w języku swojej dalekiej ojczyzny.
Mucya nie rozumiała słów skatowanej dziewczyny, ale odczuła w jej kwileniu gorzkie łzy niemocnej rozpaczy. Zdeptany robak wił się u jej stóp i niósł komuś w ofierze swój ból serdeczny.
— Mimut — rzekła Mucya łagodnie, kładąc rękę na głowie niewolnicy.
Egipcyanka ukryła szybko w dłoni patyczki złożone na krzyż i podniosła do patrycyuszki twarz przerażoną.
— Ty chrześcianką jesteś, Mimut? — zapytała Mucya.
Oczy niewolnicy rzucały przez kilka chwil naokoło spojrzenia niepewne, jakby szukały drogi do ucieczki. Potem zalały się łzami i spuściły ku ziemi.
— W Odkupiciela ubogich wierzę, pani — szeptała Mimut, przykładajac krzyż do piersi — w Boga nieszczęśliwych... Oddaj mnie w ręce pretora i każ mnie rozszarpać dzikim bestyom, abym opuściła tę ziemię, na której niema litości dla zwyciężonych.
— Jeżeli bogowie chrześcian — mówiła Mucya — mogą ci dać siłę do zniesienia nieszczęścia twojego życia, to módl się do nich i proś ich o cierpliwość, ale czyń to zdala od oczu ciekawych. Mucya Kornelia nie odda ciebie w ręce pretora, bo nie pragnie okrutnej śmierci nawet niewolnika. Bądź