Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom I.djvu/064

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jest to wistocie jedyny filozof — dodał Fabiusz — dający praktyczne wskazówki życia.
— A Epiktet? — wtrąciła Tullia.
Fabiusz poprzedził odpowiedź lekceważącym ruchem ręki.
— Jakże może niewolnik myśleć dla ludzi wolnych? — wyrzekł. — Piękna Tullia była wczoraj niezawodnie w cyrku? — dodał, zwracając rozmowę na inny przedmiot. — Ten Anicetus dokazuje rzeczywiście cudów. Wziął po raz setny pierwszą nagrodę.
— Powozi jak bóg słońca — odezwała się Tullia.
— Herkules nie mógł być lepiej od niego zbudowany — wtrącił Marek.
— Gdyby boski Marek Aureliusz podzielał większe upodobania rzymskie, obdarzyłby go purpurą — zawołała Liwia.
— Porcya Pulcherya rzuciła mu ogromny bukiet z białych kamelii — mówił Fabiusz, uśmiechnąwszy się znacząco.
— Cóż na to konsul, jej małżonek? — zapytała Tullia.
— Konsul Pulcheryusz oklaskuje oddawna wszystkich ulubieńców swojej pani — wyrzekł Marek.
— Wcale się konsulowej nie dziwię, że przenosi urodziwego Anicetusa nad brzydkiego i chorowitego męża — odezwała się Liwia.
Tak dziwnie brzmiały te słowa w ustach piętnastoletniej dziewczyny, że Fabiusz rzucił córce spojrzenie napominające, Ale ona wydęła grube wargi pogardliwie i wyrzekła: