Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom I.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

być u ciebie jutro z hołdem. Wszakże to Mucya — dodał, zwracając się do młodszej Kornelii, która wlepiła w niego duże, piwne oczy. — Tak wyrosła i wypiękniała, że nie byłbym jej poznał, gdyby mi twoja obecność nie pomogła. I nie wiem nawet, czy zapaliła już pochodnię Hymenu.
— Hymen nie należy do ulubionych bóstw Mucyi — odparła Tullia za synowicę. — Niema w cesarstwie nikogo, ktoby był jej miłości godnym. Może sprowadzisz dla niej jakiego boga z Olimpu.
— Czekam tylko na Rzymianina — odezwała się Mucya głosem spokojnym.
Uważnie spojrzał na nią Publiusz. Ona wytrzymała przez chwilę jego wzrok badawczy; potem odwróciła głowę i zaczęła coś wybierać na stole sklepu. Lekki rumieniec zabarwił jej bladą twarz.
I spojrzenie Publiusza i rumieniec Mucyi nie uszły oka Tullii. Lekko zmarszczyła się jej brew, a usta drgnęły.
— Nie jesteś sam, jak widzę — wyrzekła głosem przyciszonym.
Moj towarzysz bitew i przyjaciel, prefekt legionów, Serwiusz Klaudyusz Kalpurniusz — przedstawił Publiusz.
Germanin uchylił głowy, przykładając rękę do piersi, a rzymska patrycyuszka uśmiechnęła się do niego uprzejmie.
— Dom mój stoi otworem dla walecznego prefekta, o którym Rzym mówił już niejednokrotnie z uwielbieniem. Mam nadzieję, że mnie zechcesz razem z trybunem odwiedzić. A teraz zwalniamy was, przesławni wojownicy, nie sądzę bowiem, by