Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom I.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.
V.

Wieczorem tego samego dnia wysunęło się boczną furtką z dworca Publiusza czterech mężów, z których jeden, idący przodem, świecił reszcie pochodnią. Mieli na sobie wszyscy ciemne płaszcze z kapturami.
Gdy minęli ulicę Ogrodów, zatrzymali się.
— Herman zaprowadzi prefekta pod „Zielonego Łabędzia“ — odezwał się stary Zygfryd. — Zbierają się tam niewolnicy i gladyatorowie Fabiusza. Kajus pójdzie ze mną na Eskwilin. Może uda się nam wydobyć jaką wskazówkę od odźwiernego. Za godzinę złączymy się pod „Łabędziem“ i postanowimy, co dalej robić. Tylko niech się oczy Hermana mają na baczności, bo Rzym nie jest o tej porze bezpieczny.
Podawszy setnikowi świeżo zapaloną pochodnię, oddalił się Zygfryd z Kajem.
— Ty pamiętasz, gdzie ten „Zielony Łabędź?“ — zapytał prefekt Hermana.
— U podnóża Palatynu. Chodziłem tam kiedyś na pogawędkę z żołnierzami germańskimi — odpo-