Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom I.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

nom, jak ty. Oddaj mi Tusneldę, a nie będę ci krzywdy pamiętał. Dochodzić zniewagi nie będę, skargi do pretora nie zaniosę. Przysięgam na głowę mojego ojca.
Podniósł rękę do góry.
— Oddaj mi Tusneldę — prosił głosem miękkim.
Poborca roześmiał się szydersko.
— Głupi niedźwiedziu! — wyrzekł — z Fabiuszem rozmawiasz.
Serwiusz drgnął.
— Z łotrem, którego zbrodnie całego życia tak spodliły — wybuchnął — iż nie umie nawet uwierzyć słowom uczciwego człowieka! Ale jeśli ci się zdaje, że cię twoje ukradzione miliony obronią przed moją zemstą sprawiedliwą, to cię łudzi twoja przebiegłość daremnie. Tyś na mnie posłał skrytobójców, a ja zdepcę cię w jasny dzień, wśród tłumu niewolników, w obliczu całego Rzymu. Nawet moc imperatora nie powstrzyma ręki mojej, gdy ona ciebie dosięgnąć postanowi!
Odwrócił się i odszedł wolnym krokiem.
Długo stał Fabiusz, spiorunowany groźbą prefekta.
Poborca prowincyi germańskich znał z osobistego doświadczenia gwałtowność ludów barbarzyńskich. Wiedział, że Serwiusz nie będzie się oglądał na własne bezpieczeństwo, kiedy go płomień zemsty ogarnie.
Więc na to zebrał z takim trudem fortunę senatorską, narażając często życie, a zawsze dobrą sławę, żeby strach przed gniewem dzikiego legionisty płoszył sen z jego powiek — i to w chwili, kiedy