Marek Kwintyliusz wszedł do sali jadalnej i ogarnął ją badawczem spojrzeniem.
Cztery lampy olejne, umieszczone w rogach na wysokich, bronzowych podstawach, oświetlały duży, czworoboczny pokój, wyłożony wokoło szerokiemi taflami czarnego marmuru. Złocona rama oddzielała dolną obwódkę od ścian, ozdobionych malowidłami znakomitego pędzla. Na tle żółtem odtworzył artysta sceny z dziejów domu Kwintyliów.
W środku komnaty znajdował się kwadratowy stół, spoczywający na jednej, grubej nodze, wpuszczonej w posadzkę mozaikową. Z trzech stron otaczały go obszerne łoża biesiadnicze, z których każde mogło służyć trzem osobom w postawie leżącej.
Nie było w sali ani wodotrysków, ani białych kolumn, ani wazonów z roślinami egzotycznemi. Nizka, okopcona, nie przypominała niczem wytwornych upodobań Rzymu Antoninów, Ale bronzowe podstawy lamp pamiętały prapradziadów Marka; kobierce, okrywające łoża, przywiózł konsul Kwin-
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom I.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.
VI.