córce zbogaconego poborcy, celnika, kupca, szachraja?
I dotykając ręką głowy wyzwolenicy, rzekła:
— Zapłacisz mi za wolność dostatecznie, jeśli będziesz takich, jak oni, wdziękami swojemi gubiła. Odejdź.
Ostatnie słowa Lidyi utonęły w powszechnej wrzawie. Stare wino, obiegłszy żyły biesiadników, rozerwało łańcuch wspólnej pogawędki. Podniosły się głosy, ożywiły ruchy, płonęły oczy. Sąsiad przysunął się do sąsiada, gawędząc z nim bez względu na resztę towarzystwa.
Jeden tylko pretor cudzoziemców zauważył nową obelgę Lidyi. Nie brał on przez cały czas udziału w rozmowie ogólnej. Ciągle pochmurny, zasępiony, jadł i pił niewiele. Przybył na zaproszenie Marka, czyniąc zadość obowiązkom towarzyskim, ale widać było, że mu zabawa bezmyślna nie sprawia przyjemności. Smutny uśmiech nie schodził z jego ust milczących.
Teraz przechylił się do hetery i odezwał się głosem słumionym:
— Dosyć tego, Lidyo!
— Nie do ciebie zwracam słowa moje, pretorze — wyrzekła Syryjka.
— Zwracasz je do senatorów rzymskich, a moje suknie zdobi także szeroki szlak purpurowy.
— Gdyby takich, jak ty, było więcej, nie żałowałabym sprzedawanej miłości.
— Jest takich dużo, ale oni nie do ciebie po rozkosz życia śpieszą.
— Ilu?...
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom I.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.