— Ale was to nie zajmuje, Rzymianie — mówił dalej — bo wam oddało fatum panowanie nad światem a z niem wszystkie rozkosze ziemi. Dla was mam opowieść wesołą, którą mi złośliwy demon podszepnął, gdym raz zasnął, winem znużony. Czy znacie papę Jowisza i mamę Junonę?
Twarze słuchaczów rozjaśniły się.
— Papa Jowisz, mama Junona — rozśmiał się Mucyusz. — Ten, ten składał im ofiary...
Wskazał niepewną ręką jednego ze swoich sąsiadów.
— Kadzidłem ich okurzał, krwią zwierząt karmił, ha, ha, ha... był flaminem...
— Śniąc raz o nektarze Olimpu, podsłuchałem następującej rozmowy — opowiadał Lucyan. — Do komnaty papy Jowisza wpadła mama Junona z rozpuszczonym włosem, z iskrzącemi oczami, i grożąc mu pięścią, wrzasnęła: Od czasu, kiedy porwałeś z góry Idy tego frygijskiego smarkacza, tego Ganimeda, zachowujesz się, jak gdybyś nie był moim mężem. Co ty sobie myślisz, stary? Ale papa Jowisz, uśmiechnąwszy się złośliwie, odburknął: Nawet o tego chłopca jesteś zazdrosna? Sądziłem, że niepokoją cię tylko panny i mężatki, które mi względy swoje okazują. — Zaperzyła się Junona i krzyknęła: Ty chcesz być ojcem i królem bogów, ty?! Zamiast pilnować prawowitej małżonki, włóczysz się na ziemi, jak jaki młodzik i bałamucisz niewiasty ludzi pod postacią łabędzi, byków i satyrów. Czy to wypada, by bóg, zajmujący tak poważne stanowisko, gorszył złym przykładem ród człowieczy? Jakże chcesz, żeby cię bogowie i ludzie szanowali! Nie
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom I.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.